Podobnie jak Grzegorz Krychowiak ma problem z regularnym występowaniem na boiskach francuskiej Ligue 1. 27-letni Maciej Rybus zimą chciał nawet odejść z Olympique Lyon. Gdyby jednak zapytał mnie o zdanie w tej sprawie, poradziłbym: zostać przynajmniej do następnej zimy.
Dlaczego? Otóż sytuacja Krychowiaka i Rybusa tylko na
pozór wydaje się taka sama. Obaj latem 2016 roku zmienili kluby, obaj na
mocniejsze. Jednak nie znajdują zaufania w oczach swoich trenerów. W obu
przypadkach cierpi nie tylko sam zawodnik, ale również reprezentacja Polski. Na
tym jednak kończą się podobieństwa.
Maciej Rybus jest w sytuacji ni to lepszej ni to
gorszej od swojego kolegi z kadry. Były piłkarz Legii nie grał na Euro
2016, nie zapłacono za niego tak wielkiej fortuny (choć cztery miliony euro to
też nie drobne), na pewno oczekiwania (a przez to ewentualne rozczarowanie) są
wobec niego sporo mniejsze.
Z drugiej zaś strony Rybus po odejściu z
Łazienkowskiej występował jedynie w Rosji. "Jedynie" bowiem trudno
uznać, by cała Europa z zapartym tchem śledziła rozgrywki ligi rosyjskiej, a
już tym bardziej występy Tereka Grozny. Dlatego "Ryba" dla wielu na
Zachodzie wciąż jest zawodnikiem na w pół anonimowy.Nie ma takiej marki jak
Krychowiak, trudniej byłoby mu o dobry transfer.
Rybus przechodził do Francji nie dość, że z innej
ligi, to jeszcze słabszej, z klubu nieporównywalnie na niższym poziomie
sportowo-organizacyjnym niż Lyon. Śmiem twierdzić, że w jego przypadku przeskok
był większy niż w przypadku Krychowiaka, który bądź co bądź występował w
Sevilli, w silnym europejskim zespole. Z kolei nawet napompowany milionami dolarów
przez właściciela klubu Terek nie zbliżał się do poziomu Olympique.
Przede wszystkim jednak głównym problemem Rybusa w
jego nowym francuskim zespole jest konkurencja. 27-letni Polak może występować
na lewym skrzydle i lewej obronie. Dotychczas w tym sezonie zagrał w 23
spotkaniach, z czego 16-krotnie w lidze, jednakże w tych ostatnich rozgrywkach
zaliczył łącznie jedynie 965 minut. Jedynie, bowiem jego konkurent do gry w
linii defensywnej 32-letni Jeremy Morel w samej tylko lidze zanotował 21
występów (łącznie 30), a co ważniejsze będąc 21 razy na boisku zanotował 1823
minuty, czyli grał pod tym względem prawie dwa razy więcej niż Rybus w Ligue
1.
Jak nie defensywa, to może skrzydło? Nic bardziej mylnego, tu konkurencja jest jeszcze silniejsza. Przede wszystkim w osobie sprowadzonego w ostatnim zimowy okienku Memphisa Depaya. Holender zdążył już zanotować kilka asyst i bramek we Francji, jest bez porównania gwiazdą większą aniżeli reprezentant Polski. Depay co prawda jest napastnikiem, ale często grywa na boku pomocy. Prócz holenderskiego piłkarza w Lyonie występuje także Maxwel Cornet - dwudziestoletni Francuz. Prawdziwa perełka. Mimo młodego wieku w samych tylko rozgrywkach ligowych zaliczył w tym sezonie już 22 występy, na murawie spędził 1332 minuty. Również asystuje i strzela czego nie można powiedzieć o polskim piłkarzu (w tym sezonie bez gola i jedna asysta).
W efekcie Rybusowi brakuje: statystyk, ogrania w lidze, trochę nazwiska, francuskiego paszportu i szczęścia. Wszystko można nadrobić ( no może lepiej prócz paszportu) ale potrzeba czasu. W dodatku tak się złożyło, że Lyon znakomicie radzi sobie w tym sezonie i trener zwycięskiego składu tak łatwo nie będzie zmieniał. Polak musi czekać na swoją szansę. W takich zespołach jest oczywistym, iż na każdej pozycji włodarze klubu starają się mieć co najmniej dwóch równorzędnych zawodników. Występy ligowe, w krajowych pucharach, w europejskich rozgrywkach - wszystko to zmusza do budowania silnej, równej kadry, złożonej z 22 piłkarzy o podobnym poziomie. Dlatego też Rybusowi zalecam spokój. Nie został odstawiony na boczny tor, nawet jeśli ma takie wrażenie. W styczniu podobno chciał odejść z Lyonu:
Trudno jest mi się zgodzić z decyzją trenera, ale nie jestem jego pierwszym wyborem. (...) Po głowie krążyły różne myśli. To dla mnie najtrudniejszy moment w karierze. Zastanawiałem się, czy może nie trzeba czegoś zmienić - mówił w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl
27-latek postanowił jednak zostać i walczyć o miejsce
w składzie. Słusznie. Przypomnijmy, że o swoje musieli się bić jeszcze lepsi
piłkarze niż "Ryba", np: Lewandowski czy Piszczek w Borussii. Też
początkowo nie byli pierwszymi wyborami trenera. Ale to się zmieniło, czego
życzę także Rybusowi.