Dlaczego polskie skoki dziś to nie tylko Stoch?

09:52

Kiedyś był tylko Adam Małysz i długo długo nikt. Sukcesem był drugi polski skoczek w finałowej serii konkursu. Później nastały czasy triumfów Kamila Stocha, ale za nim też nie poszli koledzy. W tym sezonie to się zmieniło. Piotr Żyła skacze regularnie daleko, Maciej Kot wygrywa swoje pierwsze konkursy w życiu. Skąd te wyniki? Dlaczego akurat teraz?    

Zbliżają się najważniejsze zawody aktualnego cyklu startów w skokach narciarskich - mistrzostwa świata. Za sprawą Kamila Stocha, Macieja Kota i całej drużyny możemy liczyć na medale z tej imprezy. Jednak już teraz należy powiedzieć, ze jest to dla nas niezwykły sezon. Historyczny. Spróbuję odpowiedzieć na pytanie jak to się stało, że także pozostali polscy skoczkowie wreszcie zaczęli skakać tłumnie daleko, a nie tylko ich lider.
 
Kilka faktów na dzień 20.02.2017 r.:
  • Kamil Stoch liderem Pucharu Świata, wygrał siedem konkursów w tym sezonie 
  • Maciej Kot jest piąty w klasyfikacji generalnej, wygrał dwa konkursy w Azji ostatnio
  • Piotr Żyła balansuje na granicy pierwszej dziesiątki Pucharu Świata
  • pozostali: Jan Ziobro i Dawid Kubacki bywają w pierwszej dziesiątce czy piętnastce danych zawodów 
  • Polska jest liderem w klasyfikacji Pucharu Narodów 
Sezon marzenie. Aż brakuje przymiotników by go dobrze opisać. Kamil Stoch toczy fantastyczny pojedynek ze Stefanem Kraftem o końcowe zwycięstwo w „generalce”. Moją uwagę zwraca jednak inna kwestia. Stoch Stochem, to nic nadzwyczajnego że mistrz olimpijski skacze tak daleko i ma szanse na końcowy sukces w tegorocznym cyklu startów. Co innego z pozostałymi jego kolegami z kadry. Oni praktycznie w każdym kolejnym konkursie tego sezonu zaskakują nas czymś pozytywnym. 

Trzech Polaków w pierwszej dziesiątce danych zawodów, trzech Polaków w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej - takie obrazki widzieliśmy w tym sezonie już niejednokrotnie. Nic więc dziwnego, że Polacy wygrali także niedawno zawody drużynowe. Że są na czele klasyfikacji narodów, gdzie liczą się punkty czterech pierwszych zawodników z każdego kraju (co oznacza, że czterech najlepszych Polaków zgromadziło razem więcej punktów niż czterech najlepszych Niemców czy Austriaków - kosmos!). A przecież przed nami jeszcze główne danie sezonu rozpoczynające się w tym tygodniu - mistrzostwa świata w fińskim Lahti. Mistrzostwa, na których to równie dobrze konkurs na małej skoczni może wygrać Kot, na dużej skoczni Stoch, a drużyna może sięgnąć po złoto. Niemożliwe? Po tegorocznych wyczynach naszych skoczków byłbym akurat ostrożny z używaniem tego określenia wobec naszych zawodników.

Od lat w polskich skokach wyglądało to następująco: był sobie lider (kiedyś Małysz, dziś Stoch) a dalej długo długo nikt. Ok, zdarzały się pojedyncze dobre rezultaty innych skoczków. Był nawet zwycięski konkurs drużynowy. Jednak intensywność, z jaką koledzy Stocha odnoszą sukcesy w tymże sezonie jest wręcz nieprawdopodobna. Kiedyś osiągnięciem nazywano sytuację gdy prócz lidera (Małysz/Stoch) jakikolwiek inny Polak załapał się do drugiej serii. Dziś chlebem powszednim staje się powoli sytuacja gdy trzech Polaków jest w pierwszej dziesiątce zawodów. Cuda? Raczej nie - wydaje się, że jest to efekt kilku okoliczności, które zaszły jednocześnie.


Pierwszą i podstawą przyczyną obecnych triumfów jest zmiana na stanowisku szkoleniowca kadry A skoczków. Trzeba to szczerze przyznać: czapki z głów dla działaczy, angaż Austriaka Stefana Horngachera był strzałem w „10”. Z jednej strony Horngacher był kimś nowym, wprowadził trochę świeżości do drużyny. Z drugiej zaś nie był zupełnie nowy, pracował kilka lat temu z naszą kadrą B. Z kolei układ trenerski z Łukaszem Kruczkiem ewidentnie się wypalił. Co nie zmienia faktu, że na sukces pracuje się latami dlatego dzisiejszych rezultatów Polaków nie byłoby bez pracy Kruczka. Austriacki trener po prostu w odpowiedni sposób rozwija jego projekt. Horngacher nie dość, że przekonał Piotra Żyłę do zmiany pozycji dojazdowej (dokonał tym samym prawie niemożliwego, bo Żyła zrezygnował ze swojego słynnego „garbik, fajeczka”), to jeszcze uwolnił drzemiący od lat w Maćku Kocie potencjał. Efekty były natychmiastowe: Żyła z niezwykłą regularnością melduje się w pierwszej dziesiątce, Kot zaczął wygrywać konkursy. 

Zmiany na stanowisku szkoleniowca dokonano więc i w dobrym momencie i postawiono na odpowiednią osobę. Z resztą sukcesów tych nie byłoby również gdyby i w samych zawodnikach nie nastąpiła wewnętrzna przemiana. Szczególnie Kot i Żyła są dziś bardziej dojrzali, świadomi swoich możliwości, a jednocześnie nie ekscytujący się nadto pojedynczymi dalekimi lotami. W każdym kolejnym skoku chcą być po prostu jeszcze lepsi. Ponadto wydaje się, że polska reprezentacja autentycznie tworzy dziś jedną zgraną drużynę. Teoretycznie liderem zespołu jest Kamil Stoch, ale jego pozycja nie jest dużo wyższa od pozostałych, a przynajmniej w głowach jego kolegów z kadry. Gdy oglądało się skoki za czasów Małysza to można było czasem odnieść wrażenie, że to zamieszanie wokół skoczka z Wisły wpływało destrukcyjnie na innych reprezentantów. Pozostawali oni w jego cieniu tak bardzo, że nie byli w stanie mentalnie się z niego wydostać i przekraczać tym samym również swoje własne bariery. Dziś jest inaczej. Dziś liderem jest Stoch, ale pozostali to równie „pełnoprawni reprezentanci”. Oczywiście mam tu na myśli w sferze mentalnej, bo przecież organizacyjnie nikt kolegom Małysza z kadry nie zabraniał dalekich lotów, raczej wręcz przeciwnie. 

Skoki narciarski polegają co prawda na tym by unosząc się w powietrzu osiągnąć jak najdalszą odległość, ale ostateczny wynik i tak w głównej mierze jest konsekwencją psychiki skoczka. Psycholog jest dziś tak samo ważny jak trener główny czy serwisanci sprzętu. Kruczek czy Horngacher na pytanie dziennikarzy o psychologa nie odpowiedzą nigdy tak jak swego czasu raczył rzec trener reprezentacji Polski w piłce nożnej Franciszek Smuda:


„Psycholog? W drużynie nie ma wariatów”.


I to nie dlatego, że wśród polskich skoczków nie ma wariatów, bo tak naprawdę każdy nim jest. Czym bowiem jest skakanie z prędkością około 100 km/h głową w dół będąc w powietrzu przez kilka sekund niczym ptak? Czystym wariactwem, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

You Might Also Like

0 komentarze